Alice
Obrzydliwa macka zaciskała się na moim gardle coraz bardziej odcinając mi dopływ tlenu. Kątem oka zobaczyłam że Jamie jest już nie przytomny. Zostały tylko sekundy. Zostały tylko sekundy do momentu kiedy umrę. I właśnie wtedy do głowy wpadł mi szalony pomysł. Pobiegłam w stronę ściany, błyskawicznie wspięłam się po niej i się od niej odbiłam. Stałam chwilę na rękach trzymając się macki i gwałtownie puściłam. Lecąc w dół zaczynałam tracić przytomność. Nie myśląc już o czym innym chwyciłam nóż który wypadł mi z kieszeni podczas obrotu i obcięłam potworowi mackę. Gdy straciłam z nią kontakt mogłam już normalnie zginać ręce. Było to takie uczucie jakby ktoś odciął mnie od wysokiego napięcia. Podbiegłam do Jamiego i uwolniłam go z tych obrzydliwych macek. Jednak po chwili zostałam zaatakowana przez tego obrzydliwego potwora. Ostatkiem sił które we mnie jeszcze pozostały wepchnęłam mu nóż w serce. i opadłam na podłogę obok Jamiego. W tym momencie pokój zaczął wirować. Drżącą ręką sięgnęłam do kieszeni i wziąwszy ostatni seraficki nóż nakreśliłam Znak na ciele mojego kompana.
Po chwili nastała ciemność.
Jamie
Obudziłem się z tępym bólem pleców. Przed oczami miałem stos cegieł. Dopiero po chwili się zorientowałem że był to sufit. Obróciłem głowę i zamarłem. Na ziemi kilka centymetrów ode mnie leżała moja siostra. Zerwałem się tak szybko na ile pozwalały mi plecy i zacząłem nią potrząsać. Już miałem zacząć rysować Vitale kiedy zaczęła otwierać oczy.
- Jamie? - obróciła się powoli w moją stronę. - Nic ci nie jest?
- Nic mi nie jest. Ale ty wyglądasz niespecjalnie. - chwyciłem ją za oba nadgarstki. - Możesz wstać?
- Jasne. - powiedziała niepewnie po czym wstała.
Gdy upewniłem się że może już samodzielnie stać puściłem ją i odszedłem na krok.
- Musimy stąd spadać. Ten potwór może być gdziekolwiek.
- Już go nie ma - szepnęła. - Zabiłam go.
Popatrzyłem na nią ze zdumieniem.
- Co się tak na mnie gapisz? - uśmiechnęła się krzywo. - Chodź po te cholerne antidotum.
Jak powiedziała, tak zrobiła.
Po chwili już znikała za zakrętem.
Gdy do niej dołączyłem trzymała w ręce małą podłużną buteleczkę z czarnym płynem.
- Czas się wynosić. - powiedziała wkładając antidotum do kieszeni.
Uniosła rękę gdy powiedziałem:
- Nie wydostaniemy się stąd.
- A to ci niespodzianka - zrobiła koło dłonią z której się wydobył ogień.
Poparzyłem na nią zdumiony.
- Alice?
- Co? To? - pokazała na płomień w swojej dłoni. - Awansowałam.
Wyszliśmy prosto na zamokniętą ulice Nowego Yorku.
Alice wyjęła z kieszeni buteleczkę i mi ją podała.
- Idź, czyń swoją powinność. Ja...
I w tym momencie osunęła się na ziemi.
- Al? - szybko ukucnąłem koło niej i nią potrząsnąłem.
- Weź ją zostaw. Ja się nią zajmę. - za sobą usłyszałem głos Hansa.
Popatrzyłem szybko na niego wracając szybko spojrzeniem do mojej siostry.
- Al?
- Jonathan - warknął Hans - Elenie zostało mało czasu.
- Idź - szepnęła Alice. - Nic mi nie będzie.
Jej wzrok był tak naglący że powoli wstałem i pobiegłem ile sił w nogach w kierunku domu.
Alice
- Hans - szepnęłam. - Znowu ratujesz mi tyłek.
- Zdarza się. - powiedział z zatroskaną miną po czym wyją z kieszeni nóż.
- To taki mały defekt mojej natury. - Hans poparzył na mnie pytająco. - Że jestem beznadziejną Strażniczką która jest wrażliwsza na jad Trranmana.
Niemal natychmiast poczułam pieczenie nadgarstka.
- Gotowe - usłyszałam głos Hansa.
- Dzięki już zamierzałam się podnieść kiedy mnie przytrzymał.
- Kiedy mu powiesz? - spytał. - O tym defekcie jak ty to nazywasz?
- Kiedy ocali Elenę. - szepnęłam.
Po chwili rozległa się komórka Hansa.
Gdy odłożył słuchawkę spojrzałam na niego pytająco.
- Elena uratowana. - uśmiechnął się.
Obrzydliwa macka zaciskała się na moim gardle coraz bardziej odcinając mi dopływ tlenu. Kątem oka zobaczyłam że Jamie jest już nie przytomny. Zostały tylko sekundy. Zostały tylko sekundy do momentu kiedy umrę. I właśnie wtedy do głowy wpadł mi szalony pomysł. Pobiegłam w stronę ściany, błyskawicznie wspięłam się po niej i się od niej odbiłam. Stałam chwilę na rękach trzymając się macki i gwałtownie puściłam. Lecąc w dół zaczynałam tracić przytomność. Nie myśląc już o czym innym chwyciłam nóż który wypadł mi z kieszeni podczas obrotu i obcięłam potworowi mackę. Gdy straciłam z nią kontakt mogłam już normalnie zginać ręce. Było to takie uczucie jakby ktoś odciął mnie od wysokiego napięcia. Podbiegłam do Jamiego i uwolniłam go z tych obrzydliwych macek. Jednak po chwili zostałam zaatakowana przez tego obrzydliwego potwora. Ostatkiem sił które we mnie jeszcze pozostały wepchnęłam mu nóż w serce. i opadłam na podłogę obok Jamiego. W tym momencie pokój zaczął wirować. Drżącą ręką sięgnęłam do kieszeni i wziąwszy ostatni seraficki nóż nakreśliłam Znak na ciele mojego kompana.
Po chwili nastała ciemność.
Jamie
Obudziłem się z tępym bólem pleców. Przed oczami miałem stos cegieł. Dopiero po chwili się zorientowałem że był to sufit. Obróciłem głowę i zamarłem. Na ziemi kilka centymetrów ode mnie leżała moja siostra. Zerwałem się tak szybko na ile pozwalały mi plecy i zacząłem nią potrząsać. Już miałem zacząć rysować Vitale kiedy zaczęła otwierać oczy.
- Jamie? - obróciła się powoli w moją stronę. - Nic ci nie jest?
- Nic mi nie jest. Ale ty wyglądasz niespecjalnie. - chwyciłem ją za oba nadgarstki. - Możesz wstać?
- Jasne. - powiedziała niepewnie po czym wstała.
Gdy upewniłem się że może już samodzielnie stać puściłem ją i odszedłem na krok.
- Musimy stąd spadać. Ten potwór może być gdziekolwiek.
- Już go nie ma - szepnęła. - Zabiłam go.
Popatrzyłem na nią ze zdumieniem.
- Co się tak na mnie gapisz? - uśmiechnęła się krzywo. - Chodź po te cholerne antidotum.
Jak powiedziała, tak zrobiła.
Po chwili już znikała za zakrętem.
Gdy do niej dołączyłem trzymała w ręce małą podłużną buteleczkę z czarnym płynem.
- Czas się wynosić. - powiedziała wkładając antidotum do kieszeni.
Uniosła rękę gdy powiedziałem:
- Nie wydostaniemy się stąd.
- A to ci niespodzianka - zrobiła koło dłonią z której się wydobył ogień.
Poparzyłem na nią zdumiony.
- Alice?
- Co? To? - pokazała na płomień w swojej dłoni. - Awansowałam.
Wyszliśmy prosto na zamokniętą ulice Nowego Yorku.
Alice wyjęła z kieszeni buteleczkę i mi ją podała.
- Idź, czyń swoją powinność. Ja...
I w tym momencie osunęła się na ziemi.
- Al? - szybko ukucnąłem koło niej i nią potrząsnąłem.
- Weź ją zostaw. Ja się nią zajmę. - za sobą usłyszałem głos Hansa.
Popatrzyłem szybko na niego wracając szybko spojrzeniem do mojej siostry.
- Al?
- Jonathan - warknął Hans - Elenie zostało mało czasu.
- Idź - szepnęła Alice. - Nic mi nie będzie.
Jej wzrok był tak naglący że powoli wstałem i pobiegłem ile sił w nogach w kierunku domu.
Alice
- Hans - szepnęłam. - Znowu ratujesz mi tyłek.
- Zdarza się. - powiedział z zatroskaną miną po czym wyją z kieszeni nóż.
- To taki mały defekt mojej natury. - Hans poparzył na mnie pytająco. - Że jestem beznadziejną Strażniczką która jest wrażliwsza na jad Trranmana.
Niemal natychmiast poczułam pieczenie nadgarstka.
- Gotowe - usłyszałam głos Hansa.
- Dzięki już zamierzałam się podnieść kiedy mnie przytrzymał.
- Kiedy mu powiesz? - spytał. - O tym defekcie jak ty to nazywasz?
- Kiedy ocali Elenę. - szepnęłam.
Po chwili rozległa się komórka Hansa.
Gdy odłożył słuchawkę spojrzałam na niego pytająco.
- Elena uratowana. - uśmiechnął się.

Świetnie!:) Czekam na następne :D Bardzo fajnie piszesz, podoba mi się. I jeszcze ten gif na końcu! ♥ Dary Anioła :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Zapraszam:* stay-positive1.blogspot.com