Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 14

New Jersey. Kto by pomyślał. Ja nie. Rozglądając się po nie wielkiej kawalerce zdałam sobie sprawę jak bardzo zmieniło się moje życie w ciągu ostatniego miesiąca. Wypadek. Jamie. Strażnicy. Wzdrygnęłam się na myśl o tych trzech rzeczach. Odłożywszy walizkę na bok zaczęłam się zastanawiać od czego zacznę swoje nowe życie w New Jersey.
Naglę mnie olśniło.
Od śledztwa.
                                        Jamie
Obudziłem się z dziwnym odrętwieniem. Elena. Już trzeci dzień jej szukam. Wszystko na nic. Straciłem ją. Przez Strażników.
- Wstawaj z wyra. - usłyszałem głos Hansa.
Nakryłem się z powrotem kołdrą i postanowiłem go ignorować.
- Coś za mało szukasz swojej Eleny. - zadrwił.
- Spadaj
- Jak sobie chcesz. Rada nie będzie zadowolona gdy olejesz totalnie swoje obowiązki.
- Mam gdzieś Rade.
Uniosłem brew.
- Nie patrz tak na mnie Hans. To oni...  To oni mi ją odebrali.
                                      Elena 
W poczekalni było dosyć tłoczno. Spocone ciała nacierały na mnie z każdej strony. Z trudem przepchnęłam się do gabinetu Emily High która była matką mojego byłego chłopaka. W przeciwieństwie do syna przepadała za mną. Gdy znalazłam się w jej gabinecie widać było na jej twarzy zaskoczenie.
- Elena? Co cię sprowadza?
- Wypadek w którym zginęli moi rodzice. - powiedziałam bez dodatkowych wstępów.
- Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców. Ale jak miałabym Ci pomóc?
- Akta. Dokumenty. Wszystko.
- Wiesz że nie mogę ci ich udostępnić.
Popatrzyłam na nią znacząco.
- No już dobrze dobrze. Tylko się nimi nie chwal.

Gdy już miałam wychodzić z Ty czego chciałam w torebce Emily mnie zatrzymała.
- Eric o ciebie pytał.
Zdębiałam.
- Martwi się o ciebie.
Wzdrygnęłam się na dźwięk tych słów i wypadłam z budynku jak burza.
No i wpadłam na... Hansa.
Odsunęłam się od niego natychmiast.
Ruszyła szybko w kierunku najbliższej taksówki jednak on ruszył za mną.
- Zostaw mnie w spokoju! - wydarłam się w przestrzeń.
Dogonił mnie jednak szybko i spojrzał mi prosto w oczy.
- Jamie tęskni.
Wzruszyłam ramionami.
- I co z tego?
Chwycił mnie za ramiona i zaczął potrząsać.
- Co ty sobie myślisz że możesz tak po prostu sobie uciec.
Zaczęłam cedzić przez zęby:
Wkręciliście mnie w niezły syf. I cudem z niego wyszłam. Nie chce was popaprańcy znać.
Wyminęłam Hansa z myśleniem że po cholerę włożył ten garnitur i wsiadła do taksówki.

Same ciągi liczb. Gdy już mam skapitulować dostrzegam wciśniętą na dół teczki kopertę.
Otwieram ją i rozkładam kartkę którą znalazłam w kopercie.
Według protokołu nr. 3245 można stwierdzić że kierowca który spowodował wypadek był całkowicie trzeźwy i świadomy tego co się stało. Jak później powiedział zagapił się i wjechał w aut osobowe. Droga Emily sprawdź ten adres:
Dover Street 57 Atlanta.
Tam prawdopodobnie mieszka sprawca. Uciekł z miejsca wypadku.
Zamarłam. W tym liście znajdował się adres sprawcy tego nieszczęścia.

Kilka godzin później stałam na Dover Street i spoglądając na swoją nową sukienkę zastanawiałam się jak mam to wszystko rozwiązać.
Po chwili zganiłam się w myślach za tchórzostwo i zadzwoniłam do furtki.
Otworzono mi szybko. Weszłam szybko za furtkę i pognałam w kierunku zacienionej szopy. Tam pomyśle jak to załatwić. Jak załatwić mordercę moich rodziców.
Gdy weszłam do szopy zamarłam. Na środku szopy stał Eric High - mój były chłopak.
- Kogo my tu mamy? - spytał drwiąco.
- Ty tu... Tu mieszkasz? - wyjąkałam.
- Tak. Spodziewałem się ciebie. Teczka czekała od dawna.
Zamarłam.
- Zaplanowałeś to? - wyszeptałam.
- Co do minuty. Zdradziłaś mnie. Z NIM. Moim największym wrogiem. To Ty miałaś zginąć. Do twoich rodziców nic nie miałem.
Nagle na gardle poczułam chłód metalu.
- Żegnaj kochanie. - splunął Eric.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 18

Dzięki znakowi Jamiego szybko wyszłam ze szpitala. Siedząc w ramionach Johna zaczęłam wspominać. Zaraz po moim ,,Dlaczego?" chwycił mnie w ramiona. Przytulaliśmy się długo. Bardzo długo. Potem położył mnie na łóżku i położył się obok. Następnego dnia mnie wypisali. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Johna. - A może byśmy tak poszli do Cocoa Dancing na tańce? Tam się poznaliśmy. - dał mi buziaka w czoło. Wtuliłam się w niego mocniej. - Z przyjemnością. Do Cocoa Dancing dojechaliśmy szybko. John się ciągle wpatrywał we mnie . Zresztą ja w niego też. - Ślicznie wyglądasz. - powiedział z iskierką w oku. Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie białą koronkową bluzkę z perełkami i czarną spódnice. Włosy pofalowane, spięte tak żeby wyglądały na krótkie i przepaskę we włosach. Dotknęłam szyi z rozczuleniem. Był na niej naszyjnik z różnych kamieni. To dokładnie tak wyglądałam gdy poznałam Johna. Pocałowałam go w odpowiedzi. - Ty też wyglądasz niczego sobie. - dodałam patrząc na...

KOREKTA

Tak, wreszcie to robię. Do dzieła!!!

Epilog

Wszyscy na pozycje. - odparliśmy z Pearl jednocześnie. Staliśmy właśnie na wzgórzu na skraju lasu i wpatrywaliśmy się w kamienną górę. Fortece mojej matki. - Do boju. - powiedziała moja siostra cichym, acz donośnym głosem. Pierwsza faza ruszyła. Ich zadaniem było, przedarcie się do zamku. Następnej, pokonanie kogo trzeba, a ostatniej mojej, zdobycie fortecy. Faza pierwsza przebiegła prawidłowo. Natomiast przy drugiej zaczęły się schody. Poszło nam za łatwo. O wiele za łatwo. A to dlatego że... Nasza matka nie żyje...