Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 2

Zmienianie imienia. Kto to wymyślił? Hemingway. Tylko on ma takie pomysły. No cóż. Jak służba to służba. Tylko jakie imię? Manson? Za poważne. Michael? Taa zmieńmy od razu nazwisko na Jackson. Będzie ubaw. Odpada. John? Brr. Imię przywódcy. Już miałem skapitulować gdy usłyszałem za sobą głos:
Jamie oszalał. Jedzie na koncert tego beztalencia.
Jamie? Hmm. Nawet nie taki zły pomysł. Wpisałem w formularz to imię i podszedłem do okienka. Siedząca tam pani mrucząc pod nosem przybiła kilka pieczątek, coś podpisała i mruknęła do mnie:
Opłata i jest pan wymarzonym Jamiem.
Wyjąłem z kieszeni odliczoną kwotę i jej podałem.
Wymarzony Jamie - mruknęła a ja wyszłem z urzędu trzaskając drzwiami. Hemingway jeszcze mi za tego Jamiego zapłaci!

                                                          *  *  *
Obudziłam się z kołataniem głowy.Próbowałam otworzyć oczy ale marnie mi to szło. Gdy w końcu to zrobiłam natychmiast zamknęłam oczy z powrotem. Jarzeniówki. Oczywiście. Cóż by innego. Gdy znów spróbowałam otworzyć oczy moje ciało przeszył niewysłowiony ból. Gdy je wreszcie otworzyłam zobaczyłam że nade mną pochyla się lekarz.
- Jak się czujesz? - spytał wyraźnie zatroskany.
- Strasznie łupie mnie w głowie. - jęknęłam gdy dotknął mojej ręki.
- Leki zaraz powinny zadziałać. - powiedział z troską w głosie - Masz gościa.
Do sali wszedł policjant.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. 
- Proszę pani... - zaczął wyraźnie przejęty. - Ja... Straciła pani rodziców.
I właśnie na ten moment czekała moja psychika od miesięcy.
Czekała na powód do płaczu. 
- Co? - spytałam dławiącym się głosem. - To niemożliwe. Oni... Ja...
Nie wiem co lekarz wstrzyknął do kroplówki ale zaczęłam po chwili słyszeć coraz gorzej.
Z minuty na minute. 
Ostatnie co usłyszałam nim wpadłam w objęcia snu było:
Masz brata.
                                                           *  *  * 
Na następny  dzień spacerowałem niespokojnie po kuchni.
Czy to był dobry pomysł? Czy rzeczywiście było warto wynajmować to mieszkanie? A jeśli zaatakują tranmany? Czy ona będzie tu bezpieczna?
Te pytania od rana nie dawały mi spokoju.
Wciąż nie mogłem zapomnieć o tym co mówił mi Hemingway w Amartis.
 ``Twoja podopieczna miała wypadek i chyba umarła. ,,.
To zdanie nie chciało się ode mnie odczepić. Była jak jakaś natrętna much która bzyczała mi nad głową.
W końcu nie wytrzymałem i poszłem się przewietrzyć.
Gdy wracałem zobaczyłem że mój współlokator wprowadza do naszego domu...Elenę.
Była chuda i miała na ręce gips. I...nazwała Daniela swoim bratem.
Wydało mi się to nieco podejrzane. 
Bowiem Daniel mi mówił wczoraj na wejściu że jest jedynakiem.
Zmrużyłem podejrzliwie oczy i podszedłem do nich.
- Hej, Daniel kto to jest? Kuzynka? - spytałem niby od niechcenia.
- A. Elena. Elena jest moją siostrą. - uśmiechnął się stanowczo zbyt przesłodzonym uśmiechem. - Eleno to mój kumpel Jamie.
Elena popatrzyła na mnie swoimi orzechowymi oczami i uśmiechnęła się lekko.
Wiedziałem że to TA. Wiedziałem że to nią mam się zajmować. Po prostu to czułem. To była jedna z tych cech strażników których nie rozumiałem.
- Jamie? Ziemia do Jamiego. - usłyszałem głos Daniela.
- Co? - odparłem chyba dość agresywnie bo zauważyłem strach w oczach mojej podopiecznej. - O co chodzi?
- Właśnie ci próbowałem wytłumaczyć skąd się u nas wzięła Elena.
- Przepraszam. Zamyśliłem się - odparłem z lekka zmieszany. - Możesz powtórzyć?
- Niech ci będzie - westchnął.


 - Tak więc Elena znalazła się tutaj ponieważ nasi rodzice zmarli w wyniku ran po wypadku. - powiedział Daniel ale ja się czułam jakby ktoś zadawał mi ciosy nożem. 
- Podczas twojego przydługiego spaceru otrzymałem wiadomość o tym tragicznym wydarzeniu - ciągnął dalej swój monolog nie przejmując się tym co robią jego słowa.
A każde słowo za słowem rani mnie do szpiku kości.
W oczach stanęły mi łzy.
Popatrzyłam niepewnie na Jamiego.
Trzęsła mu się dolna szczęka i wpatrywał się ze złością w Daniela.
Tak Daniela. Bo nazwanie go bratem było dla mnie za trudne.
- Właśnie wyszła ze szpitala. Na szczęście miała tylko złamaną...
Nie dokończył bo Jamie w końcu nie wytrzymał i wrzasnął.
- Znasz wyraz ``serce,,? - krzyknął ze wściekłością. - Czy ty wiesz co to w ogóle jest? Bo mi się wydaje że ty go w ogóle nie masz! Ona dopiero co wróciła ze szpitala, ona dopiero przeżyła traumę a ty tu wyjeżdżasz z takim czymś jakby w ogóle nic nie maiło miejsca. 
Podniósł się gwałtownie z miejsca i wyszedł z kuchni trzaskając drzwiami.

Komentarze

  1. Ciekawy, tylko trochę krótki :(

    http://sapphireblog1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznijmy od tej krytycznej części. Tutaj zdążyłam wyłapać już więcej błędów.
    Bo nie przyszłem, a przyszedłem.
    Znów interpunkcja oraz... uwaga:
    Na początku piszesz jako Jamie, potem jako Elena, potem znów jako Jamie i nagle przeskakujesz, jakby to mówiła Elena, ale wcale nie oddzieliłaś tego, więc tak nie powinno być, bo albo piszesz jako Jamie, albo jako Elena.
    Tzn. rozumiem, że piszesz z różnych perspektyw, ok, ale nie można tak przeskakiwać, nie oddzielając tekstu.
    No i uważam, że powinnaś bardziej opisać uczucia Eleny. W końcu dowiedziała się, że straciła rodziców.

    Co do treści bloga... Mi się podoba! Jest zamysł, jakaś koncepcja! Zapowiada się naprawdę ciekawie, ale więcej niestety nie mogę napisać, bo jest to za krótkie, a akcja dopiero się rozkręca.

    Zapraszam do mnie. :)
    story-one-of-them-darkangel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

KOREKTA

Tak, wreszcie to robię. Do dzieła!!!

Rozdział 32

Jensen nie dał na siebie długo czekać. - Co nie tak jest z twoją narzeczoną? - spytał Paul naszego gościa gdy ten się zbliżał. Jensen zbliżył się do stolika na werandzie i oparł się o niego. - Skąd mam wiedzieć? Nie widziałem jej przez pięć lat. - To tak jak Jamie. - odparł Paul. - Kto? - przewróciłem oczami. - Ja. Jamie to moje robocze imię. - mruknąłem.  - Do rzeczy. - podniósł się z miejsca Paul. - Alice i Jamie znaleźli ciało podczas patrolu. - I? - spytał drwiąco Jensen. - Dlaczego podejrzewacie... - Bo... - przerwał mu mój brat. - ... widziałem jak Pearl używała wpływu na Alice. - Co robi? - spytał zaskoczony nasz rozmówca. - I odchodziła wśród płomieni. - po tych słowach pokazał mu wizję. Tak jak się umawialiśmy. Gdy wizja już się skończyła Jensen patrzył w przestrzeń zszokowanym wzrokiem. - Ale A... Alice... - zaczął się jąkać. - Jest cała? Usunęliście wpływ? - Tak i w dodatku jej stanowisko też. Ale tak czy siak musimy się dowiedzieć czym jest. - I mi pewnie powiesz, że...

Rozdział 31

- Włączyć protokół osiemdziesiąty piąty. Sprowadź gwardzistów i Alice. Wykonać. Ledwo co się rozłączyłem zadzwoniłem do Jonathana. - Zmiana planów. Wybieraj teraz. Matka uciekła. Wracasz czy nie?  - Cholera! - przełknął głośno Jonathan. - Wybieranie na odpieprz to żadne wybieranie. - Jamie... - Wiem... Wiem... Muszę ją ochronić. Wracam. *** - Wezwano mnie do kwatery głównej. O co chodzi? - spytała Alice krzyżując ręce na piersi. - Albo nie... Nie mów. Moja urocza przyszywana matka wariatka uciekła z więzienia. - uniosła kpiąco brew. - Tak. - powiedziałem z powagą na twarzy. - Utworzysz krąg mocy z Johnem i Laylą i wyszukasz jak ty to mówisz matkę wariatkę. Jeśli to nie pomoże dołączę do kręgu. - Wiesz że jeśli dołączysz do kręgu powstanie moc tak wielka że będzie trudna do opanowania jeśli w ogóle. Nikt jeszcze nie eksperymentował z tak wielką mocą. - Nie mamy wyboru. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Jamie - Co ty tu robisz? Patrzyłem na brunetkę z blond pasmami stojącą p...