Paul
- Czego chcesz?
- To co słyszałeś. - westchnął niecierpliwie Jamie.
- Nie wiem co kombinujesz, ale nie zgadzam się. - powiedziałem zdecydowanym tonem.
- Znowu chcesz mi odebrać nadzieję?! - zaczął krzyczeć Jamie.
Poczułem się tak jakby mnie ktoś spoliczkował.
- Czego chcesz?
- To co słyszałeś. - westchnął niecierpliwie Jamie.
- Nie wiem co kombinujesz, ale nie zgadzam się. - powiedziałem zdecydowanym tonem.
- Znowu chcesz mi odebrać nadzieję?! - zaczął krzyczeć Jamie.
Poczułem się tak jakby mnie ktoś spoliczkował.
- Wiem że prosisz mnie już od miesiąca. - zaczynam mówić powolnym głosem. - Ale nie chcę żebyś cierpiał.
Jamie prychnął.
- Przecież wiesz że po dwóch latach od śmierci nie działa Vitale.
- Nadal mam wątpliwości. - westchnąłem. - To jest... takie nienaturalne.
- A ożywianie innych Strażników jest naturalne? - mój brat zaczął się drzeć.
- Dobra.
Mój brat osłupiał na dźwięk tych słów.
Też się nie spodziewałem że się zgodzę.
Jamie
Mój brat jest niesamowity. Po tym jak się zgodził zgromadził całą swoją energię tak że z niego promieniała i po dłuższej chwili moim oczom ukazała się Susan.
Oddychała spokojnie i miarowo.
Spała.
Paul przycupnął na podłokietniku fotela i zaczął powoli oddychać.
Podszedłem do niego i ukucnąłem przed nim.
- Dzięki stary, mam u ciebie dług do końca życia.
- Nigdy się nie wypłacisz. - uniósł lekko kącik ust.
- Możliwe. Dzięki stary. - poklepałem go po plecach i podszedłem do Susan.
Dotknąłem lekko trzęsącą się dłonią jej policzka.
Obudziła się pod wpływem dotyku.
- Jonathan?
Jamie prychnął.
- Przecież wiesz że po dwóch latach od śmierci nie działa Vitale.
- Nadal mam wątpliwości. - westchnąłem. - To jest... takie nienaturalne.
- A ożywianie innych Strażników jest naturalne? - mój brat zaczął się drzeć.
- Dobra.
Mój brat osłupiał na dźwięk tych słów.
Też się nie spodziewałem że się zgodzę.
Jamie
Mój brat jest niesamowity. Po tym jak się zgodził zgromadził całą swoją energię tak że z niego promieniała i po dłuższej chwili moim oczom ukazała się Susan.
Oddychała spokojnie i miarowo.
Spała.
Paul przycupnął na podłokietniku fotela i zaczął powoli oddychać.
Podszedłem do niego i ukucnąłem przed nim.
- Dzięki stary, mam u ciebie dług do końca życia.
- Nigdy się nie wypłacisz. - uniósł lekko kącik ust.
- Możliwe. Dzięki stary. - poklepałem go po plecach i podszedłem do Susan.
Dotknąłem lekko trzęsącą się dłonią jej policzka.
Obudziła się pod wpływem dotyku.
- Jonathan?
To było tydzień temu. Oczywiście nie obyło się bez masy pytań. Po co? Dlaczego? Jak?
Normalka.
Teraz siedzimy z Susan przed kominkiem z grzańcem w rękach i opowiadamy sobie historie z minionego dnia.
Tak jak kiedyś.
Do teraz nie mogę uwierzyć że moje życie jest takie jakie było zanim zostałem Strażnikiem.
Potrząsnąłem głową żeby odgonić myśli o Strażnikach.
- Co jest Jonathan? - spytała moja dziewczyna aksamitnym tonem.
W tym momencie do pokoju wparował Paul.
- Zabieram cię Susan na wycieczkę. Idź weź Offa czy coś takiego. Jedziemy pod namiot.
Popatrzyłem na niego unosząc brew.
- O tej godzinie? - spytała Susan. - Jest dziesiąta wieczorem.
Paul wlepił w nią wzrok i powiedział:
Idź się spakować.
Używał wpływu. Niedobrze. Cholera.
Gdy tylko Susan wyszła doskoczyłem do mojego brata.
- O co chodzi? - spytałem zdenerwowany.
- StayRock. Coś ci to mówi?
- Więzienie w Amatrisie. Największe... Nie! - ostatnie słowo wykrzyczałem gdy zorientowałem się o co chodzi.
- Dzisiaj próbowała uciec ale jej się nie udało. Ale włączyłem protokół ochronny. I teraz jest to pytanie: Wracasz do Strażnictwa?
- Lepiej żebyś tego nie powiedział. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Lepiej żebyś to przemyślał bo pewnie nie chcesz jej znowu stracić. - wskazał głową na Susan która właśnie wróciła z torbą sportową w ręce. - Masz czas do piątej rano.
To powiedziawszy wyszedł.
Paul
Biwaki. Nie lubię ich. Niestety to był najszybszy sposób żeby zabrać Susan daleko od miasta po tym co się stało w Amatrisie. Na szczęście Layla zgodziła się z nami jechać wraz z Johnem. Obecnie ładują się do samochodu gadając przy tym o najskuteczniejszych środkach przeciw komarom.
No to mam ich z głowy na najbliższą godzinę.
Gdy wyjeżdżamy z miasta zaczynam wspominać najgorszy moment dnia czyli jak doszło tego że jadę z kuzynką, jej chłopakiem oraz dziewczyną mojego brata na ten nieszczęsny biwak.
Normalka.
Teraz siedzimy z Susan przed kominkiem z grzańcem w rękach i opowiadamy sobie historie z minionego dnia.
Tak jak kiedyś.
Do teraz nie mogę uwierzyć że moje życie jest takie jakie było zanim zostałem Strażnikiem.
Potrząsnąłem głową żeby odgonić myśli o Strażnikach.
- Co jest Jonathan? - spytała moja dziewczyna aksamitnym tonem.
W tym momencie do pokoju wparował Paul.
- Zabieram cię Susan na wycieczkę. Idź weź Offa czy coś takiego. Jedziemy pod namiot.
Popatrzyłem na niego unosząc brew.
- O tej godzinie? - spytała Susan. - Jest dziesiąta wieczorem.
Paul wlepił w nią wzrok i powiedział:
Idź się spakować.
Używał wpływu. Niedobrze. Cholera.
Gdy tylko Susan wyszła doskoczyłem do mojego brata.
- O co chodzi? - spytałem zdenerwowany.
- StayRock. Coś ci to mówi?
- Więzienie w Amatrisie. Największe... Nie! - ostatnie słowo wykrzyczałem gdy zorientowałem się o co chodzi.
- Dzisiaj próbowała uciec ale jej się nie udało. Ale włączyłem protokół ochronny. I teraz jest to pytanie: Wracasz do Strażnictwa?
- Lepiej żebyś tego nie powiedział. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Lepiej żebyś to przemyślał bo pewnie nie chcesz jej znowu stracić. - wskazał głową na Susan która właśnie wróciła z torbą sportową w ręce. - Masz czas do piątej rano.
To powiedziawszy wyszedł.
Paul
Biwaki. Nie lubię ich. Niestety to był najszybszy sposób żeby zabrać Susan daleko od miasta po tym co się stało w Amatrisie. Na szczęście Layla zgodziła się z nami jechać wraz z Johnem. Obecnie ładują się do samochodu gadając przy tym o najskuteczniejszych środkach przeciw komarom.
No to mam ich z głowy na najbliższą godzinę.
Gdy wyjeżdżamy z miasta zaczynam wspominać najgorszy moment dnia czyli jak doszło tego że jadę z kuzynką, jej chłopakiem oraz dziewczyną mojego brata na ten nieszczęsny biwak.
Właśnie miałem wychodzić z mojego biura w Amatrisie kiedy wpadła do niego Linden moja zastępczyni.
- Czerwony Alarm. Elisabeth Elex uciekła ale ją złapano. Pewnie chodzi o ciebie. Albo Jonathana. Albo was obu.
- Cholera! - walnąłem pięściom w biurko. - Podwoić straże. Wzmocnijcie bariery. Ta wariatka nie może się wydostać. Idę holować rodzinę. Wykonać.
- Czerwony Alarm. Elisabeth Elex uciekła ale ją złapano. Pewnie chodzi o ciebie. Albo Jonathana. Albo was obu.
- Cholera! - walnąłem pięściom w biurko. - Podwoić straże. Wzmocnijcie bariery. Ta wariatka nie może się wydostać. Idę holować rodzinę. Wykonać.
Paul. Halo? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Layli. - Może się zamienimy? Odpływasz myślami.
Zjechałem na pobocze po czym spojrzałem do tyłu.
Wszyscy oprócz niej zasnęli.
Zjechałem na pobocze po czym spojrzałem do tyłu.
Wszyscy oprócz niej zasnęli.
No to dojechaliśmy. - powiedziała moja kuzynka zaciągając hamulec ręczny.
Wysiadłem szybko z samochodu po czym zadzwoniłem do Linden.
- Jak wygląda sprawa? - zapytałem na wstępie.
- Jesteś aniołem. Czemu pytasz?
- Nie chce dać się namierzyć. Linden co to za hałasy?
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się dźwięk syreny alarmowej.
- Twoja matka się uwolniła.
Wysiadłem szybko z samochodu po czym zadzwoniłem do Linden.
- Jak wygląda sprawa? - zapytałem na wstępie.
- Jesteś aniołem. Czemu pytasz?
- Nie chce dać się namierzyć. Linden co to za hałasy?
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się dźwięk syreny alarmowej.
- Twoja matka się uwolniła.
Komentarze
Prześlij komentarz