
Elena zaraz po akcji w Sali Ślubów została przeniesiona do szpitala.
W momencie kiedy my i Alice byliśmy jedynymi odwiedzającymi Eleny obudziła się.
Uśmiechnęła się pięknie do Alice ale gdy mnie dostrzegła wpadła we wściekłość.
- Co ty tu do cholery robisz? - jej oczy ciskały błyskawice. - Chce natychmiast wrócić do New Jersey... Chce...
- Wrócić do matki swojego zabójcy? - przerwałem jej z drwiną w głosie. - Ona nie żyje.
W tym momencie do sali weszła Kat. Elena zdębiała na jej widok.
- Twój zabójca też. - szepnęła.
- Co mój zabójca też? - spytała Elena odzyskując rezon.
- Nie żyje. - wycedziłem przez zęby. - Moja siostra nieomal zginęła przy tej akcji.
- Nikt wam nie kazał. - prychnęła po czym wstała z łóżka.
Chwilę po jej wyjściu z pokoju rozległ się alarm. Zapanowała wielka wrzawa. Strażnicy poustawiali się w szyku bojowym.
Razem z Alice przemieniliśmy się i dołączyliśmy do reszty.
Chwilę później pojawił się Paul w towarzystwie... Eleny.
Widać była przestraszona. Gdy Paul zwolnił uścisk szybko pod biegła do mnie i się za mnie schowała.
Alice prychnęła.
- Przemień się. - syknęła do Eleny.
Elena słysząc te słowa splunęła i wyrwała mi miecz.
- Na nich! - krzyknęła.
Chwilę później rozpętała się bitwa.
Wszystko dla mnie działo się dla mnie jak we śnie.
Ostudził mnie dopiero widok upadającego przede mną ciała.
Dobyłem miecza i rzuciłem się w wir bitwy.
Z każdą minutą przeciwników było coraz więcej.
W pewnym momencie ktoś wziął mnie za rękę i pociągnął na bok.
To była Elena.
- Dlaczego Kat i John grają nieczysto?
- Nieczysto? - spytałem zdenerwowany. - Kobieto! Wywołałaś bitwę. Ciężką. Giną ludzie. A ty pytasz czemu ktoś gra nieczysto?
- Chyba mam prawo wiedzieć? - spytała cukierkowatym tonem który doprowadził mnie do furii.
- Nie masz prawa! Żadnego! Po cholerę żyjesz. - wydarłem się na nią.
Po tych słowach odeszła.
Elena
- Daj mi nieśmiertelność. - powiedziałam do Paula.
- Zgoda. Ale jest warunek. - pogładził mnie po policzku.
Zdziwił mnie ten gest.
Chwilę później w jego rękach pojawił się kielich z czerwonym jak krew płynem.
- Dam ci go wypić jeśli przyłączysz się do mnie. - W tym momencie utworzył pole i ochronił mnie przed strzałą. - Pomyśl... - Wskazał na strzałę która by mnie nieomal zabiła. - Gdyby nie oni to siedziała byś teraz na kanapie z siostrą i tak dalej.
- Zgoda. - rzekłam bez chwili zastanowienia.
- Grzeczna dziewczynka. - Podał mi kielich.
Wypiłam jego zawartość duszkiem.
Nagle poczułam się niesamowicie silna... i głodna.
- Czemu mam ochotę... na krew? Jestem wampirem? - spytałam z przerażeniem w głosie.
- Cholera! Musiałem się pomylić! - wyszeptał Paul. - Musiałem pomylić płyny.
Lecz niesłyszałam tych słów. Wpatrywałam się w pulsującą żyłę na szyi Jamiego.
Pognałam w jego kierunku.
- Co ty robisz? - próbował się wyrwać.
Gdy znaleźliśmy się na dworze nie mogłam się powstrzymać.
Wbiłam się w jego szyję i zaczęłam pić jego krew. Chwilę później ktoś mnie oderwał od Jamiego. To był Paul. Przywiązał mnie do najbliższego drzewa.
- Co ja zrobiłam? - wyszeptałam patrząc jak z Jamiego powoli uchodzi życie.
- Można by powiedzieć że przegryzłaś mi tętnice. - wysapał Jamie.
Paul uklęknął i zaczął rysować na nim znak uzdrawiający.
Jamie popatrzył na niego z zaskoczeniem.
- Co ty robisz?
- Ratuje brata.
- Co? - spytał zszokowany Jamie.
- To co widzisz? - powiedział wstając z ziemi. - Powstanie się już skończyło. Ja muszę wywieść Elenę bo ją zabiją.
- Nigdzie nie jadę. - wyszeptałam. - Niech mnie zabiją. Należy mi się. Jamie ma rację. Po cholerę żyję.
- Nie mów tak. - powiedział Paul odwiązując mnie.
Wyrwałam mu się.
- Zostaw mnie. Pójdę żeby mnie zabili.
- Nie zabiją cię. - koło mnie stała Kat. - Nie zabiją cię. Nie zabiją...
- Znowu ma atak. - powiedział Jamie chwytając ją za rękę. - Zatrzymam kogo trzeba. Jedźcie. - spojrzał Paulowi w oczy. - Dziękuje Paul.
Komentarze
Prześlij komentarz