Alice
Gdy usłyszałam co się stało Jamiemu natychmiast pobiegłam do sali szpitalnej. Jakież było moje zdziwienie gdy koło łóżka Jamiego leżała nieprzytomna Kat.
Po chwili mój brat otworzył oczy.
- Uratowała mnie. - wychrypiał mój brat.
- Wiem. - wzięłam jego dłoń w swoje.
Chwilę tak sobie pomilczeliśmy gdy do sali weszła pielęgniarka.
- Miała atak. - powiedziała kobieta na wstępie.
- Atak czego? - spytałam nie spokojnie patrząc na Jamiego.
- Paniki, serca, histerii... - zaczęła wyliczać ale przerwałam jej kategorycznie.
- Rozmowa w cztery oczy. Już.
Poszłyśmy na korytarz i popatrzyłam na nią wrogo.
- Już... Już mówie... - zaczęła się jąkać. - No więc tak...
Wzięła głęboki oddech.
Znaleźliśmy ją gdy rysowała Vitale na wzór swojego na mostku. Chwilę później zaczął padać deszcz i zaczęła brać wielkie hausty powietrza. Tak jak biorą osoby kiedy się topią. Podejrzewam że też ją kiedyś to spotkało. W każdym razie miała zawał. Jest w ciężkim stanie. - po tych słowach się oddaliła.
Kilka godzin później spacerowaliśmy z Jamie'im po ogródku.
- Nadal umiesz otwierać portale? - spytał nagle.
- Tak a co? - spytałam zdziwiona.
- Istnieje coś takiego jak portal przeszłości. Przechodzi się przez niego i widzi przeszłość. Pomożesz?
- No nie wiem... - mruknęłam jednak zaczynając rysować portal.
To co zobaczyliśmy po przejściu przez portal zmroziło nas.
Staliśmy na środku sypialni a przy ścianie stała zapłakana Kat trzymając jakiegoś kolesia za ręce. Po jej rękach płynęła krew. Jej własna krew.
- Katherine.- szepnął. - Wiem że to dla ciebie trudne ale... Wiem że przed chwilą straciłaś rodziców.
Wziął ją na ręce, położył na łóżku i przykrył.
- Śpij myszko. Za godzinę wrócę. - pocałował ją w czoło i wyszedł.
Zauważyłam że na ten widok mojemu bratu zaczęła się trząść dolna szczęka.
Jednak za długo się nie napatrzyłam bo zaczęło się coś dziać.
Obróciliśmy głowy w stronę Kat.
Wstała właśnie z łóżka i podszedła do komody. Wzięła z niej kartkę papieru i długopis i zaczęła pisać drżącą ręką:
Drogi Johnie, chciałabym Cię przeprosić za to co zaraz zrobię. Kocham Cię <3
Twoja Katherine
Razem z Jamiem zamarliśmy.
W tymczasie Kat wyszła przez okno na dach a następnie schodkami w dół. Chwilę później ją dogoniliśmy. Nagle przypominały mi się słowa pielęgniarki:
,,Chwilę później zaczął padać deszcz i zaczęła brać wielkie hausty powietrza. Tak jak biorą osoby kiedy się topią. Podejrzewam że też ją kiedyś to spotkało."
Nagle Kat puściła się biegiem. Z Jamiem ruszyliśmy za nią. Zatrzymała się tam gdzie podejrzewałam.
Nad rzeką.
Gdy weszła do połowy do wody zaczęła rozdrapywać swoje rany po czym zanurzyła się w wodzie. Po chwili na lustrze wody pojawiła się smuga krwi.
Popatrzyłam na brata.
Dolna szczęka mu się trzęsła.
Chwilę później do wody wskoczył John.
Zanurkował w miejscu gdzie krew zaczęła się zbierać na wodzie.
Długo nie wypływał. Gdy już myśleliśmy że się utopił zaczął się wynurzać z wody. Twarz miał czerwoną od płaczu. Od razu zaczął tamować krwawienie z rąk i krzyczeć żeby od niego nie odchodziła.
I w tym momencie wyrzuciło nas z portalu.
Kat
Obudziłam się z silnym bólem głowy. Chwilę później do sali wszedł Jamie z posępną miną. I nagle mi się przypomniało. Deszcz. Jamie. Wspomnienia. Rzeka. Szpital. Odejście Johna.
Znowu zaczęłam się dławić własnym oddechem. Jamie na ten widok podbiegł do mnie i wyciągnął nóż. Po chwili było po wszystkim.
Uspokoiłam się.
- Lepiej się czujesz? - spytał ze smutnym wyrazem twarzy.
- Jestem beznadziejna. - szepnęłam. - Cokolwiek robię sprowadzam na ludzi nieszczęście.
- Nieprawda - powiedział zdecydowanym tonem Jamie.
- To miłe że tak we mnie wierzysz ale to nie ty próbowałeś odebrać sobie życie i zakończyłeś inne.
Jamie podszedł i objął moją dłoń swoją.
- Nie mogłaś tego przewidzieć.
- Faktycznie. Nie mogłaś. - usłyszałam głos.
JEGO głos.
Głos Johna.
Zerwałam się na równe nogi i do niego podbiegłam.
- Mam zwidy. - szepnęłam.
- Nie. Upozorowałem swoją śmierć.
No bo po co masz żyć z mężczyzną który nie dał ci tyle szczęścia by pozostawić cię przy życiu?
- Dlaczego? - szepnęłam z płaczem i wpadłam w jego ramiona.
Komentarze
Prześlij komentarz